Coraz częściej dochodzi do wręcz patologicznych sytuacji, kiedy w konkursach i zabawach dla dzieci pałeczkę przejmują zdesperowani rodzice gotowi zrobić wszystko, żeby ich dziecko wygrało. Duch rywalizacji jest w nich naprawdę silny, ale najgorsze jest to, że konkurują ze sobą nie tym, co sami mają do zaoferowania, ale swoimi dziećmi, które coraz częściej są wykorzystywane jak przedmioty.
Coraz częściej rodzice robią projekty za swoje dzieci, wykonują za nie praco konkursowe czy wręcz celowo odsuwają od wszystkiego swoje pociechy, żeby niczego nie zepsuły swoim dziecięcym poczuciem estetyki. To niszczenie dziecięcej zabawy i zapominanie, że nie chodzi wcale o wygrywanie, ale do zrobienie czegoś twórczego albo zwykłe wyszalenie się. Ale rodzice niestety nie chcą dziś słyszeć o konkursach, których celem jest dobra zabawa. Chcą wygrywać, niekoniecznie dla dziecka, ale dla siebie, żeby mogli się potem pochwalić, jak zdolna jest ich pociecha przed grupką znajomych.
Zapewnienie sukcesów dzieciom wiąże się z dwoma najważniejszymi sprawami. Po pierwsze konkursy i inne tego typu imprezy są wymyślone po to, żeby dzieci mogły dobrze się bawić. Oczywiście zwycięzcy będzie bardzo miło, a przegrani mogą na chwilę się zasmucić, ale dzieci po prostu reagują częściej emocjonalnie. Uczą się dzięki temu, że przegranie to nic złego, a wygrywanie jest przyjemne i może nam się kiedyś poszczęścić. Rodzice wpływają jednak na ten obraz i jasno dają dzieciom do zrozumienia, że to wygrana liczy się najbardziej, przez co zaszczepiają im toksyczne wzorce.
Drugi aspekt to uczenie niesamodzielności. Rodzic wykonuje pracę konkursową dla dziecka, a sama pociecha nie musi przy niej niczego robić. Dzięki temu dajemy jej do zrozumienia, że wszystko jej zapewnimy i załatwimy, zwłaszcza jeśli tak praktyka nie kończy się na przedszkolu, ale ciągnie przez podstawówkę aż do ukończenia szkoły średniej. Dorosła osoba ma wpojone, że rodzic wszystko jej zapewni i usunie z drogi wszelkie przeszkody. To stąd biorą się rodzice załatwiający dzieciom pracę czy miejsca na uczelniach. Niestety niesamodzielność to upośledzenie społeczne, a nie chronienie dziecka przed porażką.